Zadaniem konkursowym była odpowiedź na pytanie:
“Najtrudniejsze wyzwania związane z depresją poporodową u pacjentek, z jakimi zetknęła się Pani/Pan na swojej drodze zawodowej – jak sobie Pani/Pan z nimi poradziła/poradził?”
Zwycięskie odpowiedzi z sierpnia 2022:
Pani Małgorzata R. z Wołomina
Na Oddział Pediatryczny przyjęto niemowlę z objawami infekcji i współistniejącym zespołem genetycznym (zespół Downa). Było to drugie dziecko w tej rodzinie (pierwsze zdrowe). Matka całkiem młoda (28 lat) pozostając wraz z dzieckiem na oddziale manifestowała objawy depresji: płacz, zobojętnienie, wycofanie. Do czynności pielęgnacyjnych była motywowana, a karmienie dziecka było nadzorowane przez personel. Na pytania odpowiadała pojedynczymi słowami, często patrzyła w okno ,,w dal”. Próby nawiązania życzliwej rozmowy nieskuteczne. Odwiedzający mąż wydawał się opiekuńczy i wspierający. W związku z tym, że pracowałam codziennie i codziennie do niej zaglądałam, po kilku dniach pobytu obdarzyła mnie zaufaniem i powiedziała, że rodzice nie akceptują jej decyzji o wychowywaniu tego dziecka. Matka sugerowała, że powinna pozostawić je na oddziale noworodkowym lub oddać do ośrodka i zająć się zdrowym dzieckiem. Okazało się wówczas, że brak wsparcia i akceptacji ze strony matki jest przyczyną jej przygnębienia.
Wiedziałam, że na sąsiednim oddziale jest koleżanka pielęgniarka, która wychowuje dziewczynkę z tym samym zespołem, poprosiłam ją o rozmowę z naszą pacjentką, zgodziła się chętnie. Długo rozmawiały, umówiły się na kolejne spotkanie. Sąsiadka na każdym swoim dyżurze, dziennym czy nocnym, znajdowała chwilę, by porozmawiać z naszą pacjentką. Dzieliła się z nią swoimi doświadczeniami, dowodziła, że to ,,inne dziecko” (a było to jej trzecie) kocha i również jest kochane, zarówno przez rodziców jak i rodzeństwo. Wymieniły się telefonami, wiem, że długo utrzymywały kontakt.
Mieszkamy w tej samej okolicy, więc zdarza się czasami spotykać. Wiem, że dziadkowie zaakceptowali decyzję córki, brali czynny udział w wychowaniu wnuczki. Mama aktualnie studiuje pielęgniarstwo, była na praktykach na pediatrii, pamięta swój pobyt z dzieckiem i jest wdzięczna za okazaną pomoc i wsparcie. Po przezwyciężeniu kryzysu udziela wsparcia innym rodzinom.
Pani Jolanta D. z Rydułtów
Depresja poporodowa na szczęście zdarza się rzadko i to jest dobre dla Pacjentek i ich rodzin, co nie zmienia faktu, że trzeba bardzo wnikliwie obserwować Pacjentkę w jej środowisku domowym i być wyczulonym na określone zachowania mogące świadczyć o problemach, które mogą się zakończyć depresją poporodową. Oczywiście, każda z Pacjentek, którymi zajmuję się podczas ciąży i po porodzie wypisuje Edynburską Skalę Depresji Poporodowej, jednak jest to tylko skala, dokument więc należy dodatkowo dołączyć swoje obserwacje i rozmawiać z Pacjentką, tak w ciąży, jak i po porodzie. Pełnoobjawową Pacjentkę, u której wystąpiła i została potwierdzona przez lekarza psychiatrę depresja poporodowa znałam od 21 tygodnia ciąży. Pacjentka pełna optymizmu, aktywna na zajęciach w Szkole Rodzenia, mobilizująca inne Panie do aktywności, pełna pomysłów, uśmiechnięta. Wszystkie zajęcia w szkole rodzenia przeszła „śpiewająco”, aktywnie. Problem zaczął się w momencie porodu, gdy ze względu na zagrożenie płodu po kilku godzinach skurczów lekarz prowadzący zdecydował o wykonaniu cięcia cesarskiego. Pacjentka wróciła do domu w 4 dobie (czwartek), w piątek rozpoczęłam swoje patronaże. W opiece nad dzieckiem pomagał aktywnie mąż oraz teściowa – nienachalnie, ale z troską i oddaniem. U matki był problem z wystarczającą ilością pokarmu, więc dziecko od pobytu w szpitalu było dokarmiane mieszanką sztuczną. Noworodek przybierał na wadze, laktacja u matki była w dalszym ciągu niewystarczająca.
Po przyjeździe na drugi patronaż mąż Pacjentki poprosił o to, bym pomogła zmobilizować żonę do większej aktywności w opiece nad dzieckiem, był to 12 dzień po cięciu.
Pacjentka leżąca przez większość dnia w łóżku, w piżamie, bez makijażu, smutna. Porozmawiałam z Panią – powiedziała, że w nocy nie mogła spać i teraz nie ma siły na nic. Wykonałam wszystkie procedury związane z wizytą patronażową i zaleciłam kontakt z psychologiem lub psychiatrą – informując o tym i Pacjentkę, i jej męża. Następnego dnia otrzymałam telefon (sobota), że położnica nie wychodzi z łóżka, płacze, w ogóle nie interesuje się dzieckiem, zaniedbała nawet swoją toaletę i wychodzi z łóżka tylko w celu skorzystania z WC. Poprosiłam, by natychmiast udali się do lekarza psychiatry, wskazując szpital w mieście obok. Pacjentka niechętnie, ale uległa prośbie męża i pojechała. Lekarz psychiatra zdiagnozował depresję poporodową i zalecił leki. Przyjeżdżając na kolejne patronaże (w sumie 6 ), nie licząc rozmów telefonicznych z Panią i jej mężem, zaproponowałam jeszcze wizyty u psychoterapeuty, Pani skorzystała. Leki oraz wizyty patronażowe, wizyty u psychoterapeuty zaowocowały poprawą stanu emocjonalnego. Pacjentka miała całodobową opiekę ze strony rodziny i kontakt telefoniczny ze mną i terapeutą, w stanach niższego stanu emocjonalnego i w każdej sprawie związanej z dzieckiem czy emocjami. Kontakt z Pacjentką z mojej strony trwał przez blisko 6 miesięcy, Pacjentka korzystała z wizyt u terapeuty przez 1 rok . Obecnie dziecko ma ponad 3 lata, Pacjentka wróciła do „swojego” stanu funkcjonowania, troskliwie zajmuje się dzieckiem. Wyszła z depresji, jednak ma duże obawy, by zajść w kolejną ciąże i tu również poleciłam rozmowę z psychoterapeutą zapewniając, że decyzja o kolejnej ciąży jest tylko i wyłącznie jej wyborem i nikt nie ma prawa stosować jakiegokolwiek nacisku na jej decyzję.
Chcę tylko dodać, że w swojej pracy mam do czynienie z różnymi Pacjentkami, z różnymi ich problemami, jednak mam to szczęście, że współpracują ze mną wspaniali terapeuci i w każdej chwili mogę prosić ich o konsultację, a także o konsultację lekarza psychiatrę.
Na koniec, dodając trochę optymizmu i humoru, chciałabym napisać jak u jednej z Pacjentek objawiał się baby blues, otóż podczas patronażu poskarżyła się na napady płaczu przy gotowaniu zupy pomidorowej (rodzina bardzo ją lubiła i mogła jeść tę zupę przez cały tydzień). Moja rada była bardzo prosta zmienić menu. Pacjentka się dostosowała, rodzina zresztą też i baby blues w tym konkretnym przypadku skończył się bardzo szybko.
Mniej optymistyczne jest to, że podczas patronaży, każda Pacjentka jest obserwowana pod kątem występowania objawów mogących świadczyć o ewentualnym wystąpieniu depresji poporodowej – uczulam na to i prowadząc zajęcia w szkole rodzenia poświęcam cały jeden blok tematyczny na omówienie tejże jednostki chorobowej.
Pani Patrycja W. z Gdańska
Depresja poporodowa niewątpliwie jest bardzo trudnym i złożonym schorzeniem. Niewątpliwie w pracy w szpitalu mamy bardzo mało czasu, aby zauważyć jej symptomy i zdiagnozować problem.
W mojej pracy najtrudniejszym momentem, kiedy zetknęłam się z depresją poporodową była pacjentka w bardzo trudnej i smutnej sytuacji – była ona po wielu stratach ciąż a z jedynej, którą udało się donosić nieco dłużej urodził się skrajny wcześniak – w 25 tygodniu trwania ciąży.
Z jednej strony pacjentką szargał ogromny strach, bo była świadoma, jakie są szanse przeżycia, jakie komplikacje mogą wystąpić, a z drugiej ogromnie się cieszyła, że ma to dziecko i nadal ono żyje. Przychodząc w odwiedziny, nasza pacjentka nie dawała po sobie poznać, że coś jest nie tak – wydawała się zadowolona, w dobrym humorze, zawsze była zadbana. Jednak kiedy zaczynała się z nią tworzyć „relacja„, dało się wyłapać niepokojące symptomy i uczucie rezygnacji, które świetnie udało się jej maskować. Próbowaliśmy i proponowaliśmy pomoc psychologa, jednak pacjentka nagminnie odmawiała, a gdy psycholog „przypadkiem” zagadywał ją podczas odwiedzin u dziecka, milczała i nie wchodziła żadne rozmowy.
Kiedy już cały zespół terapeutyczny wiedział o istotnym problemie, chcąc pomoc naszej pacjentce zmieniliśmy swoje postępowanie, zaczęliśmy naginać regulamin odwiedzin u dziecka – w proces leczenia zaangażowaliśmy całą jej najbliższą rodzinę, odwiedziny na oddziale dla niej mogły trwać zdecydowanie dłużej – kiedy tylko nasza pacjentka i jej rodzina nam zaufała, współpraca okazała się łatwiejsza, dużo rozmawialiśmy, opowiadała nam o swoich obawach, sygnalizowała, kiedy ma gorszy dzień.
Kiedy wydawało się, że wszystko minęło, dziecko rosło, było w stanie stabilnym, mama przychodziła regularnie, była uśmiechnięta i zaangażowana, stało się coś nieprzewidywalnego – zadzwonił mąż pacjentki w strachu mówiąc, że jego żona zniknęła i nie może jej nigdzie znaleźć, w poszukiwania włączyła się cała rodzina – w ostatnim momencie udało się ją odnaleźć – stała na wiadukcie nad torami kolejowymi i chciała popełnić samobójstwo. Na szczęście udało się temu zapobiec – okazało się, że nasza wyjątkowa pacjenta nie mogła znieść braku dziecka po wyjściu z oddziału, kiedy tylko mijała inną kobietę z wózkiem nie mogła sobie z tym poradzić, że jej wyczekane maleństwo nadal przebywa w szpitalu. Przymusowo została zamknięta na oddziale psychiatrycznym, aby nie stracić jej zaufania systematycznie przysyłałam jej zdjęcia malucha i informowałam o zmianach, jakie zachodziły. Kiedy tylko została ona wypisana do domu, niecierpliwie czekałam aż przyjdzie w odwiedziny do swojej córeczki.
Podczas jej nieobecności udało nam się zorganizować wewnętrzne spotkanie z psychologiem odnośnie do zauważania symptomów oraz tego, co możemy zrobić i jak pomagać.
Kiedy nadszedł dzień odwiedzin od razu ponownie zaangażowałyśmy pacjentkę do aktywnego udziału w procesie opieki nad maluszkiem, było już to o tyle łatwiejsze, że dziecko ważyło ponad 1 kg. Nie pytałam o nic, nie wracałam do tamtej sytuacji, czekałam aż nasza Pani Justyna – tak miała na imię sama zechce o tym mówić, co się zadziało – kiedy nadszedł ten dzień sama podzieliła się swoją historią, otworzyła się przede mną, opowiedziała co było przyczyną.
Od teraz wiedziałam, że wszyscy pracownicy musimy ją wesprzeć w procesie leczenia. Mimo, że była pod opieką psychiatrów, poddała się leczeniu, problem nadal istniał. Aby zminimalizować ryzyko kolejnego załamania po każdym wyjściu Pani Justyny z oddziału wysyłałam jej zdjęcia malucha i krótkie filmiki aby miała poczucie, że ktoś na nią czeka i jej bardzo potrzebuje – okazało się to wielkim sukcesem – mały gest, krótka czynność niewątpliwie pomogła w procesie jej leczenia. Dostrzegła ona sens istnienia, miała już cel, wiedziała ze jej dziecko jest i za jakiś czas ona również będzie z nim chodzić na spacery! Po 3 miesiącach pobytu w końcu udało się wypisać naszego wcześniaka do domu. Pani Justyna była w dobrej formie, była doskonale przygotowana do opieki, miała wsparcie rodziny. Dziś od tych wydarzeń minął już ponad rok, z Panią Justyną mam kontakt nadal, teraz ona mi wysyła zdjęcia swojego malucha, jednak mimo, że już nie jest moją pacjentką nadal zachowuję czujność. Cała ta sytuacja była dla mnie bardzo trudna i emocjonalna, ale dzięki niej mam poczucie, że komuś pomogłam i jestem bogatsza o nowe umiejętności.
Pani Kinga T. z Maszewa
Moje najtrudniejsze wyzwanie związane z depresją poporodową u pacjentki, z jakimi zetknęłam się na swojej drodze zawodowej to była pacjentka, którą poznałam na zajęciach edukacji przedporodowej. W tamtym okresie nie wykazywała żadnych symptomów. Ankietę EPDS w okresie ciąży przeszła z punktacją nie wskazującą na ryzyko wystąpienia depresji poporodowej. Rodziła w szpitalu, gdzie mam dyżury. Cały okres hospitalizacji przebiegał bez nieprawidłowości. Po tygodniu od wyjścia pacjentki ze szpitala o 3:00 w nocy otrzymałam od niej niepokojącą wiadomość na komunikator MSN. To była bardzo długa wiadomość, gdzie pacjentka pragnęła się ze mną podzielić tym, że czuje się pokrzywdzona przez personel szpitala i nie ma na nic siły i chęci, czuję się zagubiona i pokrzywdzona. Nie sama skarga mnie zaniepokoiła, lecz forma, w jakiej wiadomość była napisana. Zapis był mało logiczny, wielowątkowy, odbiegający od rzeczywistych zdarzeń. Musiałam przeczytać to kilkukrotnie, chcąc się doszukać jakiegoś sensu. Rozmawiałyśmy, ale z każdą odpowiedzią mój niepokój o pacjentkę i jej dziecko narastał coraz bardziej. Zadzwoniłam z samego rana do położnej środowiskowej, do której pacjentka należała i opowiedziałam o zaistniałej sytuacji oraz konieczności patronażu kontrolnego. Skontaktowałam się też z rodziną. Pacjentka nie była chętna na konsultacje psychiatryczną, dopiero gdy jej mama wzięła się na sposób i poprosiła, by ona z nią w jej sprawie pojechała, udało się pacjentkę zawieźć do szpitala. Pacjentkę przyjęto w oddziale – pierwsze rozpoznanie Depresja poporodowa, końcowe rozpoznanie Schizofrenia.
Pani Katarzyna K. z Dąbrowy Górniczej
Mąż pacjentki, z zawodu policjant zwrócił się do mnie, że martwi się o żonę, ponieważ przy pierwszym dziecku miała zdiagnozowaną depresję i po drugim dziecku zauważa te same objawy.
Przychodziłam do nich na wizyty patronażowe, ale gdyby mężczyzna nie zwrócił mi uwagi na to, iż możliwa jest depresja, nie zauważyłabym tego. Skonsultowałam się z koleżankami po fachu, czy miały podobne przypadki.
Mąż załatwił kobiecie terapię u psychologa. Monitorowałam ich sytuację jeszcze później i kobiecie udało się dojść do lepszej formy.
Zwycięskie odpowiedzi z czerwca i lipca 2022:
Pani Oliwia P. ze Szczecina
Owszem, na swojej drodze zawodowej spotkałam się klika razy z depresją poporodową. Najbardziej w pamięci utkwiła mi pacjentka, która po urodzeniu dziecka była bardziej niż zwykle zmęczona, wycieńczona, bardzo smutna, bez energii i chęci do życia, było po niej widać, że nie mogła w pełni cieszyć się macierzyństwem, wręcz przeciwnie – nie miała ochoty zajmować się dzieckiem, nie chciała karmić piersią, przytulać dziecka, przewijać, wszystko robił personel.
Pacjentka podczas pobytu na oddziale położniczym otrzymywała od nas profesjonalne wsparcie. Odbywaliśmy z nią rozmowy wspierające, motywujące, wyjaśniające, pomagałyśmy jej zrozumieć jej problem i znaleźć drogę do swojego dziecka oraz wcześniejszego zdrowia i życia. Udało nam się nieco polepszyć relacje mama-dziecko, jednak z powodu braku miejsca, pani została odesłana na inny oddział. Nie wiem, jak potoczyły się dalej ich losy, ale mam nadzieję, że zdrowie psychiczne wróciło do normy.
Pani Katarzyna B. z Tychów
Najtrudniejsze było dla mnie, jak spotkałam się z pacjentką, która miała myśli samobójcze. Nie łatwo jest pomóc komuś takiemu, a nie wzięłabym pełnej odpowiedzialności za taką osobę (w sensie takim, że nie będę dawać dobrych rad pacjentce, która ma głęboką depresję).
Zaprowadziłam pacjentkę do dobrze znanego mi psychologa (do psychologa, który pomógł już wielu pacjentkom w różnych problemach życiowych). Zastanawiało mnie jednak to, czy pomimo tego, że to jest psycholożka, to czy będzie w stanie pomóc w aż tak trudnej sytuacji, czy sprosta zadaniu. Pomimo tego, że miała bardzo dobre opinie, że znałam ją z tego, że pomogła już wielu kobietom, to nie znałam osobiście pacjenta, który przyszedłby do niej z tak trudnym tematem.
Okazało się jednak, że Pani psycholog wiedziała, jak poprowadzić rozmowę, i to nie jedną, to był cały cykl spotkań, Pani psycholog miała już kiedyś podobne przypadki pacjentek z taką depresją i bardzo nam pomogła. Przy okazji pacjentka miała bardzo duże wsparcie rodziny, bliskich, przyjaciół, jak i spotkała na swojej drodze osoby bardzo życzliwe i bardzo pomocne. Przy okazji spotkań w gabinecie psychologicznym poznała też kobietę o podobnych problemach, ale to był przypadek, bo siedziały przed gabinetem i oczekiwały na umówioną wizytę. Jedna Pani była umówiona do jednego gabinetu, a druga do drugiego gabinetu obok, do innego psychologa.
Martwiliśmy się bardzo o pacjentkę, przychodziła do nas bardzo często i sama mówiła, że jest dużo lepiej, że bardzo jej pomogliśmy, dużym wsparciem był dla nasz zespół dla Niej, tak mówiła, ale głównie i przede wszystkim, że daliśmy namiary na kogoś, kto zna się na rzeczy.
Podziękowała bardzo serdecznie i do tej pory przychodzi do nas, a my podziwiamy Jej rosnącą , piękną córeczkę. Piękny Happy End 😊💚
Pani Danuta P. z Dąbrowy Górniczej
3 miesiące temu przyszłam na pierwszą wizytę patronażową do pacjentki, lat 29, pierwsza ciąża, pierwszy poród. W trakcie wizyty był obecny mąż. Weszłam do pokoju, pacjentka leży rozebrana na kanapie, wzrok błędny, rysy twarzy zaostrzone. Próbowałam nawiązać rozmowę, na pytania odpowiada chaotycznie, mówi, że ja jestem tu niepotrzebna, ponieważ ona już jest umówiona na przedłużenie rzęs u swojej 4-dniowej córki. Próbowałam zrobić z pacjentką test w kierunku depresji poporodowej, ale nie udało się. Raz się śmiała, za chwilę płakała. Próbowałam namówić, żeby przystawić dzidziusia do piersi. Powiedziała, że nie będzie karmić, ponieważ ona ma ładne piersi, a córeczka jest brzydka. Po rozmowie z mężem stwierdziłam, że konieczna jest pomoc. Wykonałam kilka telefonów do psychiatry, żaden lekarz nie chciał przyjechać do domu, nawet prywatnie. A pacjentka mówiła, że ona nigdzie nie pojedzie do lekarza. Po namyśle wezwałam pogotowie, przyjechali, udało się, pacjentka wyraziła zgodę na zabranie do szpitala. Była to ciężka psychoza poporodowa; 2 miesiące pobyt w szpitalu psychiatrycznym. Obecnie jest w domu, bierze leki i stan jest dobry.
Pani Blanka O. z Żyrardowa
Miałam 3 bardzo ciężkie sytuacje, które długo będę pamiętała.
Pierwsza dotyczyła młodej pacjentki po porodzie. Kobieta chorowała na depresję jeszcze przed ciążą. Na początku ciąży doszło do próby samobójczej, po której kilka tygodni spędziła w szpitalu psychiatrycznym. Ponadto pacjentka cierpiała na zaburzenia odżywiania, liczne lęki (m.in przez obcymi osobami). Do tego doszedł trudny poród, problemy z karmieniem. Ciężko było namówić pacjentkę na wizytę u psychiatry. Po wielu moich namowach zdecydowała się na konsultację, otrzymała leki, które jej pomogły. Gdy spotkałam ją kilka miesięcy po zakończeniu wizyt patronażowych poinformowała mnie, że wreszcie czuje się dobrze, lekarz dobrał jej odpowiednie leki, dzięki którym może normalnie funkcjonować i opiekować się dzieckiem.
Druga sytuacja dotyczyła pacjentki, która w wyniku ciężkiej depresji poporodowej musiała przebywać przez ok 6 tygodni w szpitalu psychiatrycznym, gdy w tym czasie mąż musiał przejąć całą opiekę nad noworodkiem. Oprócz telefonicznego wsparcia pacjentki wspierałam także jej męża w opiece nad ich pierwszym dzieckiem. W czasie wizyt patronażowych uczyłam go wszystkiego, od karmienia do pielęgnacji noworodka. Mężczyzna dzielnie sobie radził w tej niezwykle ciężkiej sytuacji, nie skarżył się, ale potrzebował mojego wsparcia, o którym mi powiedział.
Równolegle z tą sytuacją musiałam wspierać innego mężczyznę, który zmagał się z depresją z powodu straty żony. Kobieta zmarła przy porodzie. Pozostawiając męża z noworodkiem i starszym dzieckiem. Mężczyzna musiał sobie poradzić nie tylko z opieką nad malutkim dzieckiem, na co nie był przygotowany, ale także z własną żałobą i wsparciem starszego dziecka. Na każdej wizycie patronażowej pokazywałam wszystko, co związane z opieką nad takim malutkim dzieckiem (mężczyzna nie uczestniczył w opiece starszego dziecka, tym zajmowała się żona), do tego dochodziło wsparcie psychiczne tego mężczyzny. Miał ogromny żal do tego, co się stało, czuł się samotny i zagubiony. Byłam jedyną osobą, przy której się otwierał, którą mógł zapytać o wszystko w kwestii pielęgnacji dziecka.
Po tych ciężkich sytuacjach, postanowiłam zrobić sobie przerwę od pracy z ludźmi, by samej dojść do równowagi. By dobrze opiekować się pacjentkami, sama muszę odpocząć.
Pani Magdalena M. z Brzezin
Największym wyzwaniem z depresją poporodową był czas po moim pierwszym porodzie, kiedy niestety sama musiałam zmierzyć się z tą okropną chorobą. Tak, ja, położna i dostałam depresji. Dopiero wtedy zrozumiałam, co czują naprawdę pacjentki, które dopada ta choroba. Dopiero wtedy wiedziałam, jak trzeba uważać na każde słowo, gest, czynność, tak, żeby nie urazić matki. Dopiero po tym, jak sama przeszłam przez ten koszmar wiedziałam, jak ważne jest wsparcie osób najbliższych. Nie ocenianie… bo to nie o to chodzi.
Teraz namawiam moje pacjentki na wizytę u specjalisty. Mówię im, że to nie wstyd. Że to im pomoże, im i ich rodzinom. Już na oddziale staram się wyłapać matki z obniżonym nastrojem, z trudnościami w opiece nad dzieckiem i karmieniu piersią. Staram się im pomagać jak tylko potrafię, tłumaczę, pokazuję … jeżeli jest taka potrzeba, wołam panią psycholog. Myślę, że w taki sposób udało mi się pomóc wielu kobietom na starcie. Uważam, że taka pomoc jest potrzebna.